piątek, 31 stycznia 2014

Karnawał z Dwójką, czyli coroczny bal charytatywny

Karnawał w pełni. Nie mogę powiedzieć, że czerpię z niego pełnymi garściami- lepsze są w tym moje córki, które obiecały o swoich karnawałowych zabawach napisać, więc może się doczekacie.
To, że one są lepsze, nie znaczy, że wcale się nie bawiłam. Bawiłam się, a jakże i to wyśmienicie. Od kilku lat tradycyjnie wybieram jeden i ten sam bal karnawałowy. Jest to Charytatywny Bal z Dwójka organizowany przez Stowarzyszenie Przyjaciół Dwójki działające przy mojej szkole. Stowarzyszenie tworzą prawdziwi zapaleńcy, by nie rzec wariaci, którzy dla dzieciaków potrafią prawie stanąć na uszach.  Każdy kolejny bal jest lepiej przygotowany, atrakcyjniejszy i coraz lepiej się bawię, czego dowodem jest powrót do domu przed 4 rano, co dla mnie, jako skowronka,  jest raczej godzina wstawania, a nie kładzenia się spać.
Tegoroczny bal okazał się prawdziwym sukcesem nim jeszcze się zaczął, gdyż zapisała się na niego rekordowa ilość uczestników. Sala restauracji „Ratuszowa” ledwo mieściła tańczących. Z roku  na rok zwiększa się też hojność uczestników, którzy wręcz prześcigają się w wykładaniu pieniędzy na kolejne obiady dla ubogich dzieciaków i na stypendia naukowe dla najzdolniejszych. Do najciekawszych atrakcji trzeba zaliczyć występ taneczny naszej absolwentki Oli i jej partnera - lauretaów wielu turniejów tanecznych oraz torty ufundowane przez Stowarzyszenie z okazji pięciolecia istnienia. 


Organizatorzy , uskrzydleni sukcesem już planują przyszłoroczne atrakcje i jeśli wszystko im się uda, to jubileuszowy, piąty bal przejdzie do historii miasta J
Z każdego balu wychodzę obładowana cudeńkami- lalkami, wazonikami, pracami plastycznymi. Mąż obowiązkowo kupuje mi czekoladę do czekoladowego walczyka i różę. Zazwyczaj dokładamy też coś od siebie- komplet biżuterii, pobyt w górach, rękodzieło. W tym roku zamiast coś podarować, wykupiłam przejażdżkę motorem za równowartość obiadów dla jednego dziecka na cały semestr. I teraz się zastanawiam, jak będzie owa „przejażdżka ścigaczem” wyglądać …
Wracając do balu- zabraliśmy ze sobą Chudą, która podobnie jak ja jest członkiem stowarzyszenia, ale Chuda nie miała zbyt zabawowego nastroju.
Ja za to przetańczyłam chyba wszystkie możliwe kawałki, prawie nie schodząc z parkietu. Ślubny pod koniec ledwo zipiał i, gdy dałam hasło do powrotu do domu, nie opierał się, bo chyba go wymęczyłam.


Ale też szczerze przyznaję, że uwielbiam się z nim bawić. W tańcu świetnie się rozumiemy, a on dodatkowo twierdzi, że nie lubi tańczyć z nikim innym. Stanowczo za rzadko korzystamy z możliwości wspólnego tańca. 

Zdjęcia dzięki uprzejmości kolegi.

7 komentarzy:

  1. Byl wiec bal na sto par... i bardzo dobrze. Po to jest karnawal :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle się u Ciebie dzieje, w bardzo pozytywnym znaczeniu, tyle pożytecznych inicjatyw, i ludzie chętni; macie dobrego i przyjaznego gospodarza miasta; hm!przejażdżka ścigaczem, dasz radę, pewnie trzeba się tylko w zakrętach dobrze układać, ale Ty wiesz, o co chodzi, wszak jesteś mistrzynią roweru; pozdrawiam serdecznie z wietrznego i nadal mroźnego płd.wsch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Mario, jak na tak niewielkie miasteczko, to dzieje się dużo. Nie wiem, czy to zasługa władz, choć w pewnym sensie też, bo otwarte są na takie "inicjatywy oddolne". Ważne, że mieszkają tu ludzie, którym się po prostu chce.

      Usuń
  3. Zazdroszczę, fajna impreza. Ja na ogół karnawał przesiaduję w domu, zwłaszcza gdy jest mroźna pogoda... ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to się trochę zasiedziałam i karnawał też raczej w domku ;)

    OdpowiedzUsuń