czwartek, 24 lipca 2014

Zapraszam do niebieskiej kuchni- dziś serwujemy paprykę.

Gui przyjechała! Rano wsiadłam na rower i pojechałam do Jeleniej Góry, żeby Gui nie musiała sama jechać do Domku pod Orzechem.  Dojechałam dwadzieścia minut przed czasem. Akurat tyle, żeby pogadać przez telefon z Chudą. A ma Chuda o czym opowiadać i mam nadzieję, że wreszcie o tym napisze. Przecież nie możecie wciąż czytać o sielance w Izerach! 
Odebrałam Gui z dworca, na deptaku zatrzymałyśmy się na lodach, potem jeszcze szybkie zakupy w sklepie rowerowym- miały być rękawiczki i okulary dla mnie, a wyszłyśmy z... kaskiem dla Gui. Dobrze, że chociaż rękawiczki dostałam. Poprzednie rozpadły się w czasie wyprawy.


Do domu jechałyśmy niezwykle malowniczą trasą przez Rybnicę, Starą Kamienicę, Nową Kamienicę, Grudzę, Kłopotnicę i Rębiszów. Jechałyśmy sobie niespiesznie, rozmawiając prawie cały czas. Przerwy w rozmowie spowodowane były kolejnym podjazdem. Tematów było mnóstwo- prawo jazdy Gui, jej plany, moja wyprawa, plany na najbliższe dni. Przed Grudzą zatrzymałyśmy się na malinach, w Kłopotnicy sprawdziłyśmy, co słychać u pewnego starego domu, a w Rębiszowie skręciłyśmy do Inkwi, która jak zwykle przywitała nas niezwykle radośnie- całe jej niesamowite stado też. Gui wygłaskała wszystkie zwierzaki, zajrzała nawet do owiec i koni, a potem pojechałyśmy dalej, bo w planach było przygotowanie obiadu.
A na obiad- papryczki faszerowane.
Danie to tradycyjni pojawia się w Gierczynie, gdy tylko żółta papryka osiągnie rozsądną cenę. W poniedziałek kupiłam kilogram takiej żółtej papryki, ryż, mielone mięso. Resztę produktów miałam w domu.
Ugotowałam woreczek ryżu, usmażyłam zebrane wczoraj kurki, Gui wymieszała farsz dodając przypraw. W tym czasie ja wydrążyłam papryczki tak, aby zostawić „kapelusiki”. Nałożyłyśmy farsz, ułożyłyśmy na patelni z rozgrzanym olejem. Po chwili podlałam potrawę wodą, włożyłam kilka pomidorków koktajlowych i przykryłam, aby udusić potrawę.
Obiad wszystkim smakował, zwłaszcza, że zjedliśmy go na świeżym powietrzu pod orzechem ze świeżym zsiadłym mlekiem prosto do krowy.


A wieczorem przygotowałam żeberka, bo sobie Gui zażyczyła grillowanego mięska na kolację po wycieczce.

12 komentarzy:

  1. to ciacho tam na górze i te papryki.. mniaaaammm ... ależ zrobiłam się głodna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz zauważyłam motyw na filiżance, na zdjęciu głównym, przecież to koło od roweru, Wasze wspólne pasje; o, jakieś ciacho z musem czekoladowym, co za pyszności, że nie nie wspomnę o nadziewanych papryczkach; kiedyś został mi farsz z takich papryczek, to zerwałam z grządki cukinie, i też je potraktowałam nim; równie dobre, jakby delikatniejsze w smaku; teraz dobry czas, świeże warzywa, owoce, trzeba korzystać, ile się da i w różnych kombinacjach; pozdrawiam serdecznie z mokrego płd.wschodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cukinie je Chuda- w ogrodzie mamy klęskę urodzaju :)

      Usuń
  3. Dziękuję za inspirację do co dania z papryczkami....
    Jestem pierwszy raz na Twoim Blogu i podoba mi się
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. papryczki świetny pomysl. Lubie czytac co u was :) A ja sie zapuscilam z rowerem...Aż mi żal musze to nadrobic!:D Pozdrawiam gorąco...A może jednak chlodno w te upaly?:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już jest chłodno... nawet bardzo chłodno... i pada...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak dobrze, że czytam o jedzeniu z pełnym żołądkiem, bo wygląda bardzo smakowicie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Smak faszerowanej papryki (ale czerwonej) nieodłącznie będzie mi się kojarzył z cudownymi krakowskimi wakacjami :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Sorry, ze sie nie odzywałam. Nie miałam nastroju. Dzisiaj wyjeżdżam, to nie jest moje życie tutaj.
    Pozdrawiam i życzę dalszych miłych wakacji. Do zobaczenia w innych okolicznościach.

    OdpowiedzUsuń