czwartek, 16 lipca 2015

Wschód słońca w Domku pod Orzechem

-Jutro idziemy na kurki.- zdecydował Ślubny, gdy opowiadałam, ilu ludzi z kurkami stało na drogach zielonogórskich.  Wyszedł z założenia, że jeden dzień laby w zupełności wystarczy.
-Pewnie.- odpowiedziałam ochoczo, bo przecież jeśli Ślubny zaprasza na grzyby, to trzeba iść.
Nagle Ślubny się zreflektował:
-Ale moje rano, nie twoje.- bo przecież moje rano jest o świcie, a Ślubnego o... 10.00.



Obudziłam się, gdy na północnym wschodzie niebo się zaróżowiało. Złapałam aparat i powędrowałam na ulubioną górkę. Akurat dotarłam, gdy nad Pogórzem pojawiła się wąska jasna kreska- miejsce, skąd za chwilę wychyli się słońce, a widok daleki, hen... aż na Kaczawy. Ostrzyca wyraźnie odcinała się na tle różowości i pomarańczy.
Cudności... Poczekałam, aż słoneczny okrąg w całej okazałości pokaże się na horyzoncie, pokłoniłam się dniowi, który właśnie się rozpoczynał.

Wróciłam do domku, przytuliłam do jeszcze ciepłej pościeli. Po ósmej obudziłam Ślubnego. No przecież, ile można spać?
Słońce wyjrzało zza chmur. Poszliśmy za Kufel w swoje kurkowe miejsce. Wędrowaliśmy pochyleni, wpatrując się w zielone poszycie. Najpierw w dół, potem w górę.

Bo kurki zbiera się pod górkę. Najpierw wypatruje się tej pierwszej, wychylającej się z jagodowych krzaczków, dopiero potem, prawie kucając, idzie się trawersem, zaglądając pod każdy krzaczek, schylając się do wszystkiego, co żółto-pomarańczowe. Najczęściej jest to brzozowy listek. Czasem jednak szczęście się do zbieracza uśmiechnie i trafia na kurkową rodzinkę, a obok następną i następną.





Nie było ich wiele, ale, jak stwierdził Ślubny, do obiadu wystarczy.
Wracaliśmy górą, zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym na ławeczce. Ech... piękny ten podgórski pejzaż, tylko wiatr ma głowy pourywać.



A na gierczyńskiej łące trawy wysokie, kwiaty kwitną, zioła pachną zniewalająco. I można zbierać, herbatkę codziennie inną parzyć. Teraz towarzyszy mi macierzanka w ulubionej gierczyńskiej filiżance.
Pełna sielanka... odpoczywam. A po południu chyba do Mirska pojadę- maść na stawy kupię i ciastka  do kawy. I może do Inkwi zajrzę...

14 komentarzy:

  1. Też wyznaję zasadę, że grzyby trzeba nazbierać a nie kupić. Ale wczoraj wczoraj dałem się skusić "łatwym łupem" i nabyłem drogą kupna w Biedronce. Za to pójście na łatwiznę zostałem jednakoż pokarany - były w większości robaczywe. Pierwszy raz takie widziałem.

    Irek

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację.Grzyby się zbiera. Podobnie z jagodami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrażenie, że dzień osobiście powitany o świcie jest jakiś taki... lżejszy i łaskawszy ;) Ale może to tylko dorabianie ideologii do porannego wstawania :D
    Grzyby tylko zbierane, ale jagody jednak raczej kupne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. I zajrzałaś... ;)
    Ciastka były obłędne. I w ogóle było wspaniale - mimo wybuchniętego podpiwka ;)
    A ja wciąż nie mogę wyjść z podziwu, że znad morza przyjechałaś rowerem! Szacun wielki!
    No i zapraszamy na sałatę - Ciebie i Ślubnego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wstawanie rano to masakra dla mnie...niestety:( Zgadzam się! Jak grzyby to tylko te nazbierane przez siebie:) Jak słyszę idziemy na grzyby to od razu myślę o jesieni....

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudne zdjecia! Z mojego dzieciństwa pamietam letnie wyprawy, z dziadkiem, o świcie, na grzyby i na jagody... Brakuje mi ich. We Francji nikt juz tego nie robi ze znanych mi osób i nawet nie wiedziałabym gdzie iść, jechać. Jak pytam to patrzą na mnie jak na lekko stuknięty i rozkładają ręce. No wlasnie, ktozby wiedział takie rzeczy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten problem dotyczy nie tylko Francji. Znajomi z Niemiec mówią to samo. Są jedynymi zbieraczami w lesie!

      Usuń
  7. Więc jesteś w swoich Izerach i w swoim domku. Jakże ja Ci zazdroszczę, Anno, widoku letnich gór!
    Zdjęcia świtu piękne, Eos założyła swoją najładniejszą kieckę. Ciekawe, dlaczego dla mnie, w zimie, tak rzadko się stroi…:(
    Ja też jestem zapalonym grzybiarzem, ale rzadko mam okazję pójść po nie do lasu, a kupować… jak napisali Irek i Agulec, grzyby powinno się zbierać. Najbardziej smakuje mi bigos, zwłaszcza wigilijny, z grzybami własnoręcznie zebranymi.
    Pamiętam zbiory kurek ze swojego dzieciństwa. Tak, zbiory, bo wtedy nie szukało się tych grzybów, a po prostu zbierało się je. To były czasy dla grzybiarzy! Mój dziadek mówiąc „grzyb”, miał na myśli prawdziwka i w zasadzie innych nie zbierał. Ale tamte obfitości grzybów już się chyba nie zdarzą…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eos w lecie stroi się dla rannych ptaszków! Wschód słońca ok.5 rano. I trzeba trafić z pogodą. Dziś też mi się udało. Zdążyłam przywitać słońce, a ono zaraz potem schowało się za gęstymi chmurami, które z resztą widziałam na horyzoncie. Teraz jest już szaro, zbiera się na deszcz. A jeśli chodzi o zbieranie grzybów, to w okresie jesiennym można je kosą mówić, czyli są w obfitości. Z z kurkami inna sprawa, bo w moim miejscu jest tyle i już. Ale w swoim nadmorskim lesie mam miejsce, gdzie rośnie kurka na kurce. Lubię zbierać grzyby i jagody.

      Usuń
    2. Kosą kosić, ach ten tablet i jego pomysły językowe!

      Usuń
    3. P.S. czy na zbliżeniu rozpoznałeś Ostrzycę?

      Usuń
    4. Masz takie grzybowe miejsca?? To ja muszę wydębić od Ciebie tajemnicę ich lokalizacji:) Pamiętam jeszcze listki brzóz udające kurki, pamiętam.
      O Ostrzycy najpierw przeczytałem, później zobaczyłem zdjęcia, więc zagadki nie miałem. A jak zrobić zbliżenie tych zdjęć?

      Usuń
    5. Gdy wrócę do cywilizacji i zrobię porządek ze zdjęciami, prześlę Ci link do galerii google.

      Usuń