czwartek, 28 stycznia 2016

Papierowe refleksje

Do domu wróciłam o nieprzyzwoitej porze- zazwyczaj w tym czasie bywam w pracy. Ale nie dziś. Dlaczego? Bo dzisiaj moja szefowa "wygoniła" mnie do domu. Na początku nie bardzo wiedziałam dlaczego. No niby poskarżyłam się, że zmarzłam w najcieplejszym w szkole gabinecie (uczniom zabroniłam otwierania okien i zakręcania kaloryferów), a lodowate palce zaczęły cierpnąć, ale to przecież nie powód, żeby od razu iść do domu. Przecież wystarczy zrobić sobie gorącej herbaty i jakoś dotrwać do 15.00. Skoro jednak nalegała... zrobiłam najpilniejsze rzeczy i pojechałam.
 Z jakiegoś powodu zasapałam się podjeżdżając rowerem pod blok, no ale może wiało (bo przecież wiało mocno). Szefowa kazała leżeć. Tom się położyła. wstałam, gdy wrócił Ślubny. Wtedy też postanowiłam poszukać kapci, które najspokojniej na świecie leżały na wycieraczce pod lustrem. Pochyliłam się nad nimi i... spojrzałam w lustro... Wyglądałam tak jak na załączonym obrazku...
 i przestałam się dziwić szefowej.

Co zrobić z takim podarowanym czasem? No... leżeć? Ale leżeć i nic nie robić, skoro nie chce się spać, a umysł pracuje na zwolnionych obrotach, więc czytanie odpada?
Zaparzyłam lipową herbatkę z miodem, bo jak wiadomo lipa jest dobra na wszystko :)

Zabrałam się za coś wybitnie odmóżdżającego i odstresowującego. Takim zajęciem jest modne ostatnio kolorowanie.
Pierwszą kolorowankę dla dorosłych zobaczyłam u Chudej, która ów krzyk mody przywiozła ze Szczecina, twierdząc, że to świetny pomysł na relaks. Jej kolorowanka jest periodykiem pod znaczącym tytułem: "Święty spokój".
Gdy podobne cudo otrzymałam od Gui w prezencie, już nie byłam zdziwiona.


Moje kolorowanki są jednak wersją ambitniejszą. Otóż pięknie wydany komplet autorstwa Joanny Basford składa się z dwóch książek: "Zaczarowanego lasu" i "Tajemnego ogrodu". Autorka zachęca odbiorcę nie tylko do odtwórczego kolorowania, ale także do dorysowywania, uzupełniania i... poszukiwania ukrytych elementów: ślimaczków, pajączków, zajączków i innych stworzeń.
Przy tej ilości czasu, jakim dysponuję kolorowanie zajmie mi pewnie kilka lat ;)

Podejrzewam, że póki co, zastanawiacie się nad tytułem dzisiejszej notki, bo karta papieru i papierowe kolorowanki to trochę za mało, by nazwać ten wpis "refleksjami" . Jeśli o tym pomyśleliście, to bardzo dobrze, czas zatem przejść do meritum, czyli papieru, a raczej papierowych listów.
Kiedy dostaliście ostatni list napisany ręcznie na papierze listowym? Nie wyciąg z banku, rachunek za prąd, czy informacje o podwyżce czynszu, tylko serdeczny list w kopercie ze znaczkiem? Podejrzewam, że dawno... W elektronicznym świecie sms-ów i e-maili, czatów, messengerów, nie ma miejsca na staroświeckie pisanie. A szkoda, bo przecież tak przyjemnie było czekać na listonosza, rozrywać kopertę i czytać, czytać, czytać. Do dziś przechowujemy ze Ślubnym swoje kilkadziesiąt listów napisanych w czasach narzeczeńskich. A co przechowają obecni narzeczeni? Historię rozmów na facebooku, czy archiwum sms-ów?
Dlaczego teraz o tym piszę? Bo kilka dni temu w swojej skrzynce pocztowej dostałam właśnie taki prawdziwy, papierowy list. Napisany nie najzgrabniejszym pismem, widać, że autor wyszedł z wprawy. I tak mi się zrobiło przyjemnie, a jednocześnie nostalgicznie.
Mam wrażenie, że za szybko zrezygnowaliśmy z pięknej formy, specyficznego listowego języka, pewnych utrwalonych norm na rzecz szybkości przekazu.
Ciekawa jestem Waszego zdania na ten temat.Może podzielicie się refleksjami?

16 komentarzy:

  1. Prawdziwy, odręcznie napisany list... ech... to będzie z kilka kadencji sejmu wstecz gdy ostatni raz dostałem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, nawet kartki świąteczne są elektroniczne :(

      Usuń
    2. Niestety, będąc konsekwentny, bez bicia muszę się przyznać, że sam również już dawno nic mądrzejszego niż krótkie notatki w terminarzu nie napisałem :(

      Usuń
    3. Tez mam listy, ktore pisalismy do siebie z mezem. To chyba byly ostatnie czasy pisania listow, bo za rok, dwa staly sie powszechne komorki. A jednak szkoda tych listow... A kolorowanki dla doroslych modne sa nawyspach, moja nastoletnia corka je uwielbia - ja lubie tez, tylko czasu malo... Asia

      Usuń
    4. Szkoda listów a z tym czasem właśnie tak jest- ciągle mamy go za mało. Nie rozumiem ludzi, którzy twierdza, że się nudzą.

      Usuń
  2. Cześć, Anno.
    Moja żona też przechowuje moje listy sprzed wieków :-)
    W życiu napisałem tysiące listów. Prawdziwych listów (przynajmniej w większości), a nie wiadomości. Najdłuższe z nich były pisane na kilkunastu stronach papieru A4, a mało było i jest takich na pół strony. Mam też niejakie umiejętności w sztuce pisania listów; gdy mam swój dobry czas, wychodzi mi spod palców udany tekst.
    Tylko, Aniu, ta cała góra listów jest w wersji elektronicznej. Papierową zacząłem i skończyłem na korespondencji z dziewczyną, która zgodziła się zostać moją żoną. Czy mam e-listy za gorsze? Tak i nie. Owszem, wzięcie w dłoń kartki papieru którą trzymał nadawca, zobaczenie jego pisma, ma swój urok, zwłaszcza gdy list jest od bliskiej osoby, ale uważam, że tak naprawdę ważne są słowa listu i emocjonalny ładunek, jaki niosą. Ich nośnik jest sprawą drugorzędną. Dodatkowo na korzyść listów elektronicznych przemawia ich czytelność (a z odręcznym listem nie zawsze tak jest) i wirtualność, która tutaj objawia się niezajmowaniem miejsca, łatwością ich przechowywania, segregowania i wyszukiwania. Na maleńkiej plastikowej płytce karty pamięci mam wszystko, co napisałem przez wiele lat. Niedawno policzyłem, że dla wydrukowania tych listów musiałbym mieć co najmniej 10 tomów po 300 stron każdy. Gdzie ja bym je wszystkie trzymał? A mam je pod ręką i czasami, kierowany wspomnieniem, ciekawością lub odczuwaną tęsknotą, zaglądam do nich.
    Od wielu lat pisząc na klawiaturze, odzwyczaiłem się od pisania ręcznego. Moja dłoń nie pamięta już wyćwiczonych tak dawno temu ruchów, mięśnie bolą po zapisaniu kilku zdań (pismo zawsze miałem paskudne, teraz jest bardzo paskudne), a pisać na klawiszach mogę godzinami i bywa, że tyle piszę. Niekiedy, po wielogodzinnym pisaniu, czuję lekkie podrażnienie opuszków palców, ale jeśli jest połączone z satysfakcją z napisanego tekstu, jest lubianym wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, Krzysztofie, ale Ty swoje e-maile traktujesz jak prawdziwe listy a nie krótkie wiadomości. Nie też zdarza się pisać właśnie długie listy elektroniczne, ale po tym papierowym otrzymanym ostatnio zatęskniłam nie do treści, ale rytuału, emocji wyrażonych ruchem ręki, czasem skreśleniem, krzywą literą, zatrzymaniem w powietrzu. Za tym, czego nie pokaże list elektroniczny.
      Moje papierowe listy też miewały po kilka stron ;) A pismo też mam nie najładniejsze, o czym przekonują się moi uczniowie skazani na odczytywanie wiadomości zapisanych na tablicy (często wyświetlam notatki na tablicy multimedialnej, ale elektronika też bywa zawodna) Listy elektroniczne zachowuję na poczcie, tylko niektóre kopiuję na dysk.

      Usuń
    2. To, co napisałaś o wrażeniach możliwych tylko w kontakcie z listem papierowym zabrzmiało ładnie, spodobało mi się, jednak muszę powiedzieć, że u mnie ten czas minął, i to dawno temu.
      Widzisz, Anno, pracuję i mieszkam w takich warunkach, że koniecznością jest u mnie ograniczanie postrzeganego otoczenia. Teraz, w zimie, mając ledwie parę godzin wolnych późnym popołudniem i wieczorem, nachylam się nad książką lub ekranem komputera, a wtedy zewnętrzny świat, ten brzydki i obcy mi, stają się ledwie dostrzegalne i niemal nie pamiętane. W sposób oczywisty wpływa to na wagę słów drukowanych, także tych zapisanych w wersji elektronicznej.

      Usuń
  3. Aaaa i tu Cię mam! Tak się składa, że do dzisiejszego dnia piszę tradycyjne listy. Co prawda przez wojsko miałam chwilę przerwy, ale zaproszenia na przysięgę także rozesłałam tradycyjną pocztą, w kopertach, ze znaczkami ;) A teraz własnie odpisuję na list, który dostałam będąc jeszcze w Grudziądzu. Nie ma nic piękniejszego niż zaadresowana odręcznie koperta, często z rysunkami albo śmiesznymi wstawkami, która skrywa miłą sercu treść :)

    Z pocztą mam też pewną anegdotę - po obronie licencjatu moja siostra wysłała do mnie najprawdziwszy telegram z gratulacjami. Ja tej formy korespondencji w praktyce nie znałam, więc potraktowałam to jako ciekawostkę, ale rodzice, gdy przyszedł listonosz, bardzo się przejęli. Kiedyś bowiem telegramy przynosiły raczej smutne wieści.

    A za kolorowanki się nie biorę. Już chyba w ogóle bym nie zmrużyła oka.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Telegramem kiedyś urządził mnie mój Tato gdy jeszcze byłam na studiach- wysłał mi życzenia urodzinowe (miał problem z systematycznością, więc zrobił to na ostatni moment)Zaznaczył, że ma to być telegram ozdobny, tylko że na poczcie mieli tylko... motyw żałobny.

      Usuń
    2. A o tym, że piszesz ręcznie sama się przekonałam, otrzymując kartkę z pozdrowieniami ;)

      Usuń
    3. Haha, jak czytam o tym telegramie, to bawi mnie to, masz ciekawą anegdotkę, ale nie umiem wyobrazić sobie myśli w chwili, gdy go dostałaś...
      Miłego dnia ;)

      Usuń
  4. Chciałabym dostać papierowy list. Całowałabym, przytulałabym do piersi, miętoliła pół dnia. Tak bardzo by mnie to ucieszyło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A myślisz, ze ja nie gładziłam białej koperty, nie obracałam w dłoniach kartki, nie dowierzając prawie, że ją trzymam.

      Usuń
  5. Ludzie listy piszą, zwykłe, polecone
    Piszą, że kochają, nie śpią lub całują cię
    Ludzie listy piszą nawet w małej wiosce
    Listy szare, białe, kolorowe
    Kapelusz przed poczta zdejm.

    Z dawnych, spędzonych na wsi lat, wspominam rytuał przybycia listonosza. Odzywał się perlisty dźwięk dzwonka rowerowego, listonosz przystawał na ganku, swoją przepastną torbę przesuwał z pleców na pierś i otwierał ją. A wtedy unosił się zapach skórzanej torby zmieszanej z zapachem gazet.
    Tak, tak, gazeta Gromada - Rolnik Polski miała swój charakterystyczny zapach. Zapach tej gazety raz w tygodniu był wzbogacony o woń kolorowej okładki.
    Zdarzało się, że listonosz dodatkowo wyjmował niebieską kopertę, to był oczekiwany od mojej cioci list. Moja mama była osobą niepiśmienną, a tata uroczyście otwierał list od swojej siostry i czytał go nam na głos. My dzieci, bawiliśmy się kopertą, która również miała swój zapach.
    To był świat w zupełnie starym stylu(...)

    OdpowiedzUsuń