czwartek, 29 września 2016

Pani Samochodzik i... praskie tajemnice.

Przy Chevrolecie Camaro 
Praca w Technikum Samochodowym łączy się różnymi ciekawostkami. Poza opowieściami uczniów (chociaż w tej kwestii przodują uczniowie Technikum Rolniczego) mogą to być także imprezy tematyczne. I tak poprzedni weekend spędziłam w...Pradze na targach motoryzacyjnych. 

niedziela, 25 września 2016

Bałtyk na powitanie jesieni

Pierwszy jesienny weekend rozpieścił nas słońcem i ciepłem. O ile sobotę poświęciłam na pracę na działce i przetworzenie kolejnych wiader śliwek i jabłek, o tyle w niedzielę wsiadłam na rower. Wycieczka nie był daleka, ot do Pogorzelicy i dalej ścieżką rowerową do Mrzeżyna. 
Jechałam niezbyt szybko, rozkoszując się piękną pogodą. W okolicach Włodarki spotkałam znajomych z grupy rowerowej- spieszyli na Zlot Gwieździsty do Kołobrzegu. Nawet proponowali, bym się przyłączyła, ale ja nie miałam całej niedzieli wolnej, a tylko kilka porannych godzin. 

piątek, 23 września 2016

Ziołologia cz. 3 - Cudze chwalicie... - O modach i nazwach.

Następne zioła, których temat poruszę bardziej mnie bawią, niż przerażają. Dziś będzie o szarłacie i szałwii hiszpańskiej. Mimo, że obie nazwy brzmią swojsko, to raczej nieczęsto je usłyszymy. Szukając tych roślin prędzej natkniemy się na Amaranthus i Chia. Obie rośliny pochodzą z Ameryki Południowej, a wiadomo, jak coś pochodzi z Ameryki Południowej i przez tysiące lat uprawiane jest przez Indian, to musi być zdrowe i „łał!”. Niemniej, mimo swej wielotysiącletniej historii w uprawie popularne stały się dopiero niedawno na fali mody na zdrowe odżywianie. Co więcej modna nie jest szałwia hiszpańska a „nasionka chia” - to brzmi tak światowo! Podobnie nikt z nas nie kojarzy cudownej mąki z amaranthusa z babcinym ogródkiem i charakterystycznymi (amarantowymi właśnie) kwiatami ze specyficznym „wiechciem”.

czwartek, 22 września 2016

Śliwkowe wspomnienia

Gdy Ślubny postawił przede mną pięciolitrowe wiaderko czerwonkawych gierczyńskich renklod, byłam mocno zaskoczona.  Nie spodziewałam się, że będzie mu się chciało zrywać owoce.
Przygotowałam sobie herbatę i usiadłam do pestkowania- po 6 godzinach przewożenia należało je szybko przetworzyć. Po palcach ściekał mi słodki lepki sok, a myśli uciekły do gierczyńskich pejzaży i wspomnień. Śliwa, której owoce trzymałam w dłoniach ma z pewnością ok. 100 lat. Stoi prze pustce najbliżej Domku pod Orzechem. Stała tam, od zawsze, odkąd sięgam pamięcią i od zawsze obok były tylko resztki kamiennych murów, zarośnięte, opuszczone, zdziczałe. Nie pamiętam, bym kiedyś doczekała dojrzewania tej śliwy. Zazwyczaj wyjeżdżałam, nim zielone owoce przebarwiły się i nabrały słodyczy. Ilekroć patrzyłam na bogactwo owoców, było mi żal drzewa, że jego wysiłek nie spotka się ludzką akceptacją, że owoce opadną i zgniją. Nie nie zmarnują się, po posłużą milionom owadów i ptaków, ale przecież tę renklodę posadziły ludzkie ręce. Ktoś kiedyś o nią dbał i ją pielęgnował, a ona odwdzięczała się cudownymi owocami. Teraz stoi bezpańska i opuszczona, podobnie jak rosnąca w pobliżu czerwona porzeczka. O jakże nietrwały jest człowiek, jak pogmatwane ludzkie losy... Jedni zasadzili, a potem musieli odejść, inni nie chcieli się osiedlić lub bali się pokochać to miejsce... i tak z domów zostały gruzy, tylko śliwa stoi jak stała...

poniedziałek, 19 września 2016

Od świtu do nocy- Ultramaraton w Świnoujściu

Po zwiedzeniu Fortu Gerharda i zjedzeniu solidnej porcji obiadokolacji pojechałyśmy z Chudą na odprawę techniczną. W MDK w Świnoujściu zebrała się już spora grupa znajomych, więc do odprawy miałyśmy czas dokładnie wypełniony. Oczywiście trzeba się było z wszystkimi przywitać- przede wszystkim z Elą i Czarkiem, którzy od lat organizują ten maraton. Z niecierpliwością czekałam na informacje o trasie, gdyż w tym roku Org Czarek, rezygnując z tradycyjnych kółek wzdłuż Zalewu Szczecińskiego, wyznaczył prawie 350 km ultramaraton do Nowego Warpna i z powrotem. Mnie przerażał przejazd przez Szczecin, miałam więc sporo wątpliwości, które po odprawie niestety pozostały. Niepokoiła mnie też prognoza pogody- zapowiadano bardzo silny północno-wschodni wiatr.

niedziela, 18 września 2016

Spacer po Forcie Gerharda

Gdy w 2011 zaczynałyśmy z Gui szlak latarń morskich,odwiedziłyśmy latarnię w Świnoujściu. Przejeżdżałyśmy wówczas obok obiecująco wyglądającego obiektu o nazwie Fort Gerharda. Niestety, plany miałyśmy napięte, więc zwiedzanie zostawiłyśmy na bliżej nieokreśloną przyszłość.

wtorek, 13 września 2016

Towarzyska trzysetka- Utramaraton w Rewalu

Pomysł, by wykupić noclegi w Rewalu pojawił się nagle, gdy okazało się, że nie da się do małego autka Chudej wcisnąć trzech rowerów i tyluż ludzi. Zamiast więc kombinować, zarezerwowałam drewniany domek nad morzem i w piątkowe południe ruszyliśmy na trzydniowy urlop nad morzem. Chuda spakowała bagaże i swój rower do auta, a Robert i ja przejechaliśmy te kilkanaście kilometrów rowerami. W planach mieliśmy leniwe popołudnie na plaży, gdyż od rana ostro świeciło słońce. Jakież było nasz rozczarowanie, gdy po przyjeździe na miejsce okazało się, że nadciągnęła mgła.

sobota, 10 września 2016

Śliwkowa zupa korzenna

Od wielu dni z niepokojem przyglądałam się dojrzewaniu węgierek na ich trzech śliwach. Mnogość owoców z jednej strony cieszy, z drugiej napawa troską. Po pierwsze ciężkie od owoców gałęzie uginają się niebezpiecznie grożąc złamaniem, po drugie, przecież ktoś te wszystkie śliwki musi przerobić!

czwartek, 8 września 2016

Hostel Krokus- miejsce, do którego chce się wracać

Gdy trzy lata temu pierwszy raz zarezerwowałam noclegi w hostelu Krokus w Karpaczu, byłam pełna obaw. Zdjęcia wyglądały zachęcająco, ale cena noclegu była zaskakująco niska. Pierwsze wrażenia opisałam na blogu, więc nie będę do nich wracać, Ale już wówczas obiecałam sobie, że poświęcę czas i miejsce na osobny wpis. Potrzebowałam na to aż trzech lat...

środa, 7 września 2016

Ziołologia cz. 1

Jest wiedza przekazywana przez pokolenia. I jest wiedza wyniesiona z książek. Zwykło się sądzić, że jedna drugiej przeczy albo przynajmniej odbiega znacznie. Czasem jednak dzieje się inaczej, czasem wiedza pokoleń zakorzenia się głęboko, kłuje pod bokiem, tkwi w głębi świadomości i pcha we właściwą stronę, do właściwych książek. I później nie wiadomo już, co wie się od zawsze, a co wyniosło się z tekstów. Wtedy wiedza staje się pełniejsza, lepsza, ugruntowana doświadczeniem nie tylko pokoleń matek i córek, ale także badaniem naukowców i badaczy.

wtorek, 6 września 2016

Maraton Liczyrzepa- poczuć się jak Majka

Jest piątkowe późne popołudnie w Karpaczu. Tradycyjnie, mimo szczerych chęci spóźniamy się na odprawę techniczną. Niestety, z Trzebiatowa do Karpacza jedzie się długo i tyle.
Kilka minut wcześniej zameldowaliśmy się w hostelu Krokus, teraz odbieramy pakiety startowe.  Stylowe czarne koszulki, które znajdują się w pakiecie, tak nam się podobają, że natychmiast musimy je nałożyć.
Witamy się ze znajomymi, odpytujemy Orga Staszka z trasy (bo przecież zmieniona, a my na odprawie nie byłyśmy :( ) Decydujemy się na kolacje w Dworze Liczyrzepy, gdzie tradycyjnie już znajduje się biuro maratonu. Dania wyglądają smakowicie i takie są.

czwartek, 1 września 2016

Blondynki w lunaparku

Uwielbiamy wspólnie spędzać czas, niestety, odkąd Gui wyprowadziła się do Wrocławia mamy mniej okazji do babskich spotkań. Gdy jednak udaje nam się znaleźć dla siebie czas, chcemy go spędzić jak najpełniej.
W sierpniu Gui spędzała kilka dni w Trzebiatowie, gdy szykowałyśmy się na wyprawę. Wtedy też postanowiłyśmy skorzystać z zaproszenia Krzysztofa i spędzić popołudnie w lunaparku w Ustroniu Morskim. Wybierałyśmy się jak sójki za morze, a na opłotkach Trzebiatowa okazało się, że zapomniałam reklamówki z "wałówką" dla Krzysia i trzeba było zawrócić.