niedziela, 23 października 2016

Urodzinowe popołudnie w Szczecinie

Zazwyczaj urodzinowy weekend spędzamy w jakimś ciekawym mieście. Tym razem, ze względu na zaduszkowy wyjazd na Śląsk zmieniliśmy tradycję i zostaliśmy w domu, choć nie do końca. Moje urodziny wypadły w tym roku w sobotę. Postanowiliśmy więc pojechać do Szczecina i w rodzinny gronie zjeść obiad i obejrzeć film. Uzgodniliśmy, że przyjedziemy wczesnym popołudniem, skorzystamy z zaproszenia Syna, który już jakiś czas temu proponowałam, abyśmy odwiedzili go w jego wynajętej kawalerce. Potem wspólnie pojedziemy do centrum handlowego, zrobimy zakupy. Potem obiad i kino.

Plan zrealizowaliśmy w całości. Po zakupach rozsiedliśmy się w Pizza Hut, zamówiliśmy posiłek. Syn pojechał po swoją dziewczynę która dopiero po 16.00 kończyła zajęcia w szkole, a my czekaliśmy na jedzonko. Przy okazji odebrałam kartę lojalnościową i skorzystałam z oferty urodzinowej- darmowego deseru.
W rodzinnym gronie czas szybko mijał i nim się spostrzegliśmy należało iść na film. Po wcześniejszej naradzie wybraliśmy „Inferno”, film, który powinien zadowolić każdego z nas, choć każdego z innego powodu- ja lubię połączenie zagadek historii z współczesnością (w końcu wychowałam się na „Panu Samochodziku”) , Ślubny lubi kino akcji. Syn to zwolennik teorii spiskowych, a jego dziewczyna to miłośniczka wszelkich tajemnic.


„Inferno” jest ekranizacją kolejnej książki Dana Browna i jak stwierdził Ślubny- miłośnik tego pisarza- bardzo wierną ekranizacją. Ja książki wcześniej nie czytałam. Może i lepiej, bo akcję śledziłam z wypiekami na twarzy. A akcja, jak to u Browna jest wartka i zagmatwana, no podobnie jak w poprzednich filmach z profesorem Langdonem, niezupełnie logiczna. Profesor musi rozwikłać fascynującą łamigłówkę, biegając po zabytkach Europy i nie tylko. Tym razem przewodnikiem jest sam wielki Dante i jego „Boska komedia”. Bohaterowi towarzyszy piękna kobieta i, jak to u Browna, nic nie jest takie, jakby się wydawało na początku. Pewnie do wielu rzeczy można by się w tym filmie przyczepić, jednak jeśli lubi się Toma Hanksa, to i tym razem obejrzy się go z przyjemnością. Atutem filmu są też zdjęcia Florencji, Wenecji i Istambułu. Część oglądamy z lotu ptaka, gdyż scenarzysta chyba lubi wykorzystywać drona. Ciekawe są też ujęcia detali, zbliżeń, podobne do tych z poprzednich filmów. Spędziliśmy w kinie przyjemne dwie godziny i wyszliśmy zadowoleni.  

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No, ba. Tajemnice, które rozwiązuje pan Tomasz są nie mniej ciekawe niż u D. Browna.

      Usuń
  2. I ten samochód ;) Czółno na kołach z silnikiem Ferrari. Konstrukcja, której nie powstydziłby się sam MacGyver ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Sceny pościgu w któreś części (już nie pamiętam w której) nie ma sobie równych! A wiedziałeś, że pan Tomasz był nie tylko muzealnikiem, pracownikiem Ministerstwa Kultury, ale także... funkcjonariuszem ORMO?

      Usuń
  3. Niedawno czytałam Inferno, pewnie poczekam, aż film pojawi się w tv; wszystkiego dobrego Aniu, też jestem Wagą, tylko troszeczkę wcześniejszą; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jako Wadze, życzę Ci Mario, wszystkiego cieplutkiego :) Skoro czytałaś, to faktycznie nie ma sensu iść do kina.

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś czytałem Dana Browna, czytałem z przyjemnością i z ciekawością; teraz Inferno dopisuję do swojej listy zakupów.
    Aniu, już za dwa dni jadę do domu, do swoich!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie się też Browna czyta przyjemnie :)
    A jeśli o podróżach mowa- ja też już w piątek jadę w rodzinne strony. Czas odwiedzić groby... i spotkać się z żywymi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam Browna, kiedy był na niego boom, książki były niedostępne w bibliotece, a potem jakoś minęła mi ochota. Ale może na film się skuszę, skoro taki ciekawy, opis mnie zainteresował.

    OdpowiedzUsuń