wtorek, 14 lutego 2017

Zima w Domku pod Orzechem

Gdy podjeżdżaliśmy pod górkę, niebo błękitniało a południowe słońce odbijało się od zmrożonych śnieżnych zasp. Przywitał nas radosny śmiech biegających po górce młodych sąsiadów, korzystających z pierwszego dnia ferii. Od razu przypomniałam sobie moje pociechy baraszkujące od rana do wieczora z przerwą na obiad.

Śniegu jest mniej niż się spodziewałam. Owszem zostało kilka zasp, ale wytyczenie trasy na biegówki wcale nie było proste. Zwłaszcza, ze ja zdecydowanie wolę podbiegać niż zjeżdżać, więc szukałam fragmentów o małym nachyleniu do zjazdów a o większym do podbiegów.
Nim jednak wybrałam się na narty zajęłam się innymi sprawami. Przede wszystkim poszłam się przywitać z sąsiadami i... pożyczyłam sobie dwie śliczne dziewuszki- cztero- i trzylatkę, które zabrałam na godzinny spacer po lesie i po górce. Miałyśmy z tego tyle frajdy, że umówiłyśmy się na następny dzień. Gdy patrzyłam, jak biegną ścieżką, jak szukają szyszek, szukają swoich śladów, znów myślami byłam przy moich dorosłych już dzieciach. Jeszcze niedawno własnie tak biegały, a teraz... 
Walentynki rozpoczęłam poranną kawą przy kaflowym piecu. Potem wybraliśmy się na zakupy do miasta. Okazało się, że nie wszystko udało się kupić,bo zaplanowałam sobie tatar na kolację a... „wołowina jest w piątki”, zamiast tego wybrałam polską surową. W drodze powrotnej odwiedziliśmy Inkwizycję.
Południe zgodnie z planem spędziłam wytyczając sobie trasę biegową ( niestety każdy zjazd kończył się spektakularną przewrotką, bo nie nauczyłam się zatrzymywać – na mojej równinie ta umiejętność jest zbędna) Jeśli śnieg się utrzyma (co nie jest takie pewne, bo prognozy mówią o dużym ociepleniu) to będę ćwiczyć dalej.
Po południu zaś zabrałam dziewczynki na spacer. Przez godzinę malowałyśmy serca na śniegu odbijały aniołki i zjeżdżały z góreczki. Nim się obejrzałam słońce zaczęło chować się za Sepią Górę. Ten przyspieszony zachód spędziłam na stoku Blizobora, a ostatnie promienie słońca oświetlające Pogórze obserwowałam siedząc na ławeczce na Kuflu. Widok malowniczy, acz zamglony- Pogórze zasnute jest smogiem- brak wiatru sprawił, że mgła i dymy uwięzione zostały w dolinach.




5 komentarzy:

  1. Znajome miejsca widzę na zdjęciach… Cieszę się myślą o ich zobaczeniu już za kilka dni.
    Wcale mnie nie dziwią Twoje wywrotki na końcu śniegu. Narty nie mają hamulców i po prostu nie da się ich zatrzymać. Wiem o tym, bo kiedyś oglądałem narty. Zobacz na skoki narciarskie. Przecież ci ludzie potrafią dobrze jeździć na nartach i co? Jak się zatrzymują? Mają górkę tak wyliczoną, że na szczycie zatrzymują się sami. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pocieszyłeś mnie, Krzysztofie! A na spotkanie też się cieszę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, ferie rozpoczęte:-) nie pamiętam już o nich, bo dzieci dorosłe, a Jaśko mały.
    Na biegówkach nie można przykantować? chyba nie, bo można kostkę wykręcić, pięta ruchoma, nigdy nie próbowałam biegówek; u nas śnieg ma się dobrze, tylko drogi wytopione, a właściwie "wysolone"; mimo całej urody zimy jakoś tęskno mi do wiosny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda na to, że nie zdążę nauczyć się hamować na nartach, bo śnieg topnieje ekspresowo! Będzie wiosna, Mario!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bój się w lutym wiosny,
    bo marzec jest zazdrosny!!!

    OdpowiedzUsuń