sobota, 17 lutego 2018

Koncert w Leśnym Kurorcie

W Domku pod Orzechem życie toczy się powoli i spokojnie. Dbamy o to, by spędzać ze sobą dużo czasu. Wspólne posiłki, rozmowy, czytanie książek, czasem przygotowanie posiłków. Tylko na wędrówki chodzę sama, bo Ślubny nie przepada za zimową aurą. I choć celebrujemy swoją codzienność, to staramy się ją też trochę urozmaicać. I nie chodzi jedynie o cotygodniowe wyjazdy na zakupy.

Walentynki spędziliśmy zgodnie z planem. Najpierw poszliśmy do Leśnego Kurortu na lampkę wina i ciacho ( a przyznać trzeba, że ciasta mają rewelacyjne) , a potem wspólnie przygotowaliśmy kolację z naszym ulubionym tatarem.
Dwa dni później znów znaleźliśmy się w Leśnym Kurorcie, tym razem na zaproszenie zaprzyjaźnionych z nami gospodarzy hotelu.

Czekała nas nie lada muzyczna uczta- Daniel, współgospodarz Kurortu wraz z przyjaciółmi przygotowali dla hotelowych gości koncert muzyki popularnej w aranżacji na skrzypce i akordeon. Przez dwie godziny słuchaliśmy szlagierów lat siedemdziesiątych w wirtuozowskim wykonaniu.
Nie pierwszy raz słuchaliśmy tego tria, czasem w lecie muzycy siadają na tarasie i grają dla własnej przyjemności, a wtedy muzyka niesie się doliną i dociera do Domku pod Orzechem zwielokrotniona echem.
Przyglądałam się Danielowi, miał tego dnia urodziny i grając z przyjaciółmi przygotował sobie i nam urodzinowy prezent. Skupiony, uduchowiony wręcz wyraz twarzy świadczył, że właśnie teraz jest po prostu szczęśliwy. ( Przyznam się wam do czegoś czasem, gdy odwiedzam sąsiadów i słyszę, że Daniel ćwiczy, podchodzę cichutko, zatrzymuję się tak, by mu nie przeszkadzać i słucham jego pięknej gry)

Muzycy zostali nagrodzeni gromkimi brawami, bo też na sali chyba nie było nikogo, komu nie wpadłyby w ucho znane i lubiane przeboje Abby, Beatlesów, czy piosenki francuskiej.
Po koncercie jeszcze jakiś czas posiedzieliśmy w miłym sąsiedzkim towarzystwie.

9 komentarzy:

  1. To były piękne chwile tylko pogratulować. Jak miło czytać takie słowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Urocze, tatar i kieliszki pełne czerwonego wina z muzyka w tle. Narobiłaś mi apetytu. Wczoraj byliśmy na koncercie Starego Dobrego Małżeństwa (po rozwodzie). Większość była super choć na początku przy nowych utworach podobno przysypiałem.
    Podstawowy występ trwał godzinę a bisy jeszcze prawie dwie - w tym owacje na stojąco. No i jeszcze karaoke.
    Tak już mam, lubię utwory które znam, nowe traktuje z dystansem. Może dzięki płycie się przekonam.
    Mamie jest nieco lepiej, a bratu całkiem dobrze - już chodzi po szpitalu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za urocze chwile! Takie trzeba celebrować jak najdłużej!
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aleksandro i Agnieszko, tak. Codzienność trzeba celebrować i samemu tworzyć chwile warte zapamiętania.
    Andrzeju, trochę zazdroszczę koncertu, kilka lat temu SDM koncertowało w Szczecinie, ale termin nam nie odpowiadał, a cena biletu powalała. Masz rację, że najlepiej słucha się tych starych, zgranych do bólu kawałków które niosa za sobą nie tylko treść i melodię, ale także nałożone na nie własne wspomnienia. Cieszę się, że z bliskimi lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co jakiś czas bywam na ich koncertach zazwyczaj jest fajnie. Tym razem mam dwupłytowy album z dedykacją i odręcznie narysowanym "medalem PTTK dla zasłużonych". W większości zawiera nowe utwory. Wcześniej w Pszowie był koncert 2 części zespołu "U studni" było nawet sympatycznie ale bez szału - również eksperymentują z nowymi utworami.
    Ale gdzie tam koncertowi do Twoich Walentynkowych nastrojów w objęciach Ślubnego.
    Podobno dla małżeństw z takim stażem to już tylko Popielec w tym roku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech... też widziałam ten dowcip o Popielcu ;) Jak widać, wszystko jest tylko kwestią nastawienia. Podejrzewam, że Kupalnockę też sobie zrobimy. Z wielkim ogniskiem i szukaniem "kwiatu paproci". Najważniejsze, by w życiu widzieć te jasne strony.

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie transkrypcje bywają orzeźwiające dzięki odmienności, są ucztą dla uszu. Pozazdrościć takiego sąsiedztwa, Anno.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie mieć takiego sąsiada. Niestety ,mieszkając w mieście, nawet w jednym budynku,ludzie się nie znają, rzadko ktoś powie Dzień Dobry.Tęsknię na miejscem mojego dzieciństwa, gdzie każdy się znał i przyjaźnił.Jedni drugim pomagali, zapraszali do siebie na ploteczki przy domowym cieście i kubeczku swojskiego mleka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz wieś właśnie taka jest. Zawsze możemy na siebie liczyć!

      Usuń